Udostępnij tę stronę znajomym!!!

 

Obrona Książa

W wyczekiwaniu nieuchronnej walki, doczekaliśmy się na­reszcie nieszczęśliwego dnia 29. kwietnia, w którym nas nie­ostrożnych, Prusacy znienacka prawie naszli. (…)

Mogliśmy, prawda, i powinniśmy byli, cofnąć się przed znacznie przemagającą siłą i połączyć się z obozem Nowego Miasta lub Miłosławia, lecz nasz major, Floryan Dąbrowski, odebrawszy szalone polecenie od Mierosławskiego, przyjęcia i stoczenia bitwy, uznał za świętą powinność być posłusznym głównemu dowódcy i stawić mężnie czoło nadciągającym Pru­sakom.

Już opodal, ponad lasem, widać błyszczące bagnety licznej nieprzyjacielskiej piechoty; a przed nią postępują cztery szwa­drony konnicy, złożonej z ułanów i huzarów (czarnych i żółtych). (…)

Zbytecznem byłoby opisywać zapał i niewypowiedzianą chęć naszą spotkania się z wrogiem i okazania światu, jak mało cenimy życie, gdy chodzi o sprawę narodową, czekaliśmy tylko, aby oni pierwsi attakowali. Tak się też stało. Stępo najpierw, potem mocnym kłusem, puścili się ku nam w rozproszeniu; my też po odebranem błogosławieństwie od naszego młodego kapelana Koszuckiego, i po wydanej komendzie: „lance do attaku... marsz – marsz?” ruszyliśmy na wroga. O 60–70 kroków dano do nas ognia z karabinków, wskutek czego, wiele naszych, koni nieobeznanych jeszcze z podobną muzyką, zwróciło się, unosząc swych jeźdźców; większa jednakowoż część, wprost na nieprzyjaciela dotarłszy, dostała się na drugą stronę rozpierzchłych ich szeregów. Tu dopiero zaczęła się prawdziwa, pohulanka!... Liczba ułanów naszych zbyt szczupła, aby zmódz nieprzyjaciela pięć razy prawie liczniejszego, a do tego wyćwi­czonego i należycie uzbrojonego, na wszystkie rozpierzchnąwszy się strony, odpierała ciosy, jak mogła, raniąc wielu i kładąc trupem nacierających; ale gdzie po 4-5 na jednego, tam zbyt trudna sprawa: jedni więc puścili się ku Miłosławiu, drudzy do miasta się schronili, a inni, jakich było wielu, zostawszy rannymi, jeszcze na polu bitwy do niewoli się dostali. Zabitych, na miejscu było kilku, ale ciężko rannych bardzo wielu.

Uwolniony od napastników, zwracam się prędko ku miastu. I tu już za kościołem, blisko barykad, gra ogień karabinowy. Strzelcy nasi raźnie z dubeltówek odpowiadając, długo miejsca dotrzymują, i kładąc trupem zbliżającego się nieprzyjaciela, kilkakrotnie radosnem brzmią hurrah!...

Prusacy, widząc że to nie przelewki; nuż pluć kartaczami i puszczać kule palne do miasta i domy zapalać. W takim ogniu trudno ostać: więc nasi nieboracy cofać się musieli, a żołdactwo, przez żydów i innych Niemców, tyłami do niepalących się do­mów podprowadzone, jeszcze większy pożar wznieca i z okien naszych praży. Trudna rada... za wiele złego na jednego; więc i reszta zmęczonych i z sił zupełnie opadłych, po 5-cio godzin­nej przeszło i tak nierównej walce, poddać się musiała. Wten­czas zgraja nieprzyjacielska dopiero śmiała i bohatersko odważna, widząc wszystkich bezbronnych, strzelać do nich zaczęła, i byłby może ani jeden z nas żywo się nie został, gdyby się nie byli znaleźli oficerowie, mający jeszcze odrobinę uczucia ludzkości, którzy zdołali wymódz na barbarzyńcach, że strzelać przestali. (…)

Za: Wielkopolska w świetle źródeł historycznych, pod red. Zdzisława Grota, Poznań 1958 str. 174-177

A. Oceń decyzję o przyjęciu bitwy o Książ przez odziały polskie.

B. Opisz przebieg starcia kawalerii polskiej z pruską

C. Przedstaw działania piechoty pruskiej w mieście.

D. Wyjaśnij przyczyny klęski obrońców Książa.